Mogłoby się wydawać, że 2022 r. to jeszcze nieco za wcześnie na resetowanie wielkoekranowej opowieści o Batmanie, ale od ostatniej części świetnie ocenianej trylogii Nolana upłynęła już dekada. Pomijając wskazane wyżej filmy, DC jako marka (trzymana wiotką łapą Braci Warner) nie ma tego szczęścia do zarabiania hajsu na niczym, co Marvel (dociskany nogą w maszynce do mięsa przez pogrobowców Walta Disneya) – więc wcześniej czy później musiała znowu wyciągnąć z szafy najpopularniejszego “peleryniarza” w kolekcji.
Na etapie zapowiedzi rzecz budziła kontrowersje przede wszystkim na poziomie obsady. Powierzenie tytułowej roli Robertowi Pattinsonowi, znanemu z niesławnej “Sagi Zmierzch” wywołało bowiem wśród części fanów Człowieka Nietoperza coś na kształt zapalenia jąder (albo mózgu[1]W sumie zazwyczaj na jedno wychodzi.). Zbiorowemu szaleństwu towarzyszyły tradycyjne petycje, jęki, zawodzenia, płacz i zgrzytanie zębów. Nikt poważny się tym oczywiście nie przejął (i dobrze).
Dla mnie szczęka popularnego młodzieżowego wampira była odpowiednio wymodelowana. Martwiła mnie natomiast perspektywa ordynarnej powtórki z rozrywki. Batman jaki jest – każdy widzi. Ma kuloodporne wdzianko i inne gadżety; ma ego oraz poczucie misji, potrafi jebnąć ze łba i brawurowo prowadzić samochód (niekoniecznie Cinquecento). Nie da się tu nic specjalnie alternatywnego wymyślić, to zawsze będzie mroczna nawalanka dobra ze złem, albo – jak kto woli – praworządności z chaosem.
Mając świadomość tych ograniczeń, dość szczęśliwie dla widza – w pokoju scenarzystów postanowiono zatem pokombinować z jedyną rzeczą, którą w ramach tej – bądź co bądź skostniałej formuły – można było odświeżyć. Z tożsamością protagonisty i jego przeciwników.
It can be cruel, poetic, or blind, but when it’s denied, it’s violence you may find.
W rezultacie – nowy “Batman” wspaniale opowiada o czasach, w których żyjemy. Pierwsi kinowi Batmani/Bruce’owie Wayne’i podążali stosownym dla swojej epoki archetypem nieskomplikowanego psychologicznie twardziela i playboya, który nigdy się nie waha i nie ma żadnych wątpliwości. Jego naczelny antagonista – Joker – niespecjalnie się od niego różnił. Dzieliło ich w zasadzie głównie to, że ten pierwszy miłował porządek, a ten drugi chaos. Z Riddlerem/Człowiekiem Zagadką – z którym starcie bierze na warsztat pierwsza odsłona po resecie – było jeszcze “lepiej”, bo generalnie zależało mu wyłącznie na bogactwie i pokonaniu/zdemaskowaniu protagonisty.
W najnowszym ujęciu natomiast, zarówno Batman i jego antagonista to już głęboko skrzywdzone istoty ludzkie, nierzadko wyśmiewane, popełniające błędy i wyciągające z nich wnioski (na ogół nadal błędne). Dobro nadal jest dobrem, ale już towarzyszy mu refleksja – czy aby na pewno przemoc jest najlepszym sposobem walki ze złem? Czy w ten sposób Batman nie przyczynia się czasem do powstania większego zła? Zło też nadal jest złem, jednak jest już prezentowane jako skutek innego zła – nierówności społecznych, krzywdy, niesprawiedliwości i braku zgody na powyższe. To już nie jest zło, wynikające z samej natury/charakteru danej postaci. To zło wykreowane przez społeczeństwo, przez brak wrażliwości, obojętność czy nietolerancję; zło któremu można by zapobiec. Być może mógłby to zrobić nawet sam Batman/Bruce Wayne – wydając swoje miliony na programy społeczne, a nie na efekciarskie gadżety służące głównie niwelowaniu skutków braku takich programów. Na tym poziomie, “złoczyńcom” można współczuć[2]Zwłaszcza jeżeli ktoś ma lewicową wrażliwość. Ja niestety nie mam. lub nawet kibicować[3]Jeśli ktoś jest zwyczajnie pojebany., tym bardziej, że ich ofiarą padają skorumpowani politycy, czy inni przestępcy.
To bardzo istotna zmiana perspektywy, znacznie ją poszerzająca. I w tym zakresie – nowy “Batman” w mojej ocenie “dowozi”. Może nie tak bardzo, jak “Joker” (2019), lecz jednak w sposób wyraźnie odróżniający tę odsłonę od poprzednich.

Underneath the bridge/the tarp has sprung a leak
Natomiast przeciętnie rzecz mnie do siebie przekonała jako kryminalny akcyjniak. Okazała się raczej mało wciągająca i przeciągnięta (i to na tyle, że musiałem ją podzielić na dwie części, bo nie byłem w stanie zaliczyć jej przy jednym posiedzeniu). Ostatecznie mało ciekawym antagonistą – pomimo ciekawego pomysłu na tę postać – okazał się Riddler (Paul Dano); niczym specjalnym nie wyróżnił się też Pingwin (Colin Farrell)[4]Sporo było zachwytów nad tą rolę, a mi zdecydowanie bardziej w pamięci zapadł występ Robina Lorda Taylora w “Gotham” (2014-2019). Nieco więcej życia wtłoczył w swoją postać John Torturo, jako głowa mafijnej rodziny Falconi, ale też nie na tyle, żebym za pięć lat pamiętał, że w ogóle tu zagrał.
Od momentu, gdy film porzucił już budowę świata przedstawionego, a skupił się na opowiadaniu historii – musiałem już trochę zmuszać się do wysiedzenia do końca. Nie ma bowiem w tej opowieści – jako kryminale akcji – grama polotu. Gdyby nie to, że intrygę rozwiązywał Batman i towarzyszyły temu mniejsze i większe fajerwerki charakterystyczne dla tego bohatera – wyrzuciłbym ją z głowy nazajutrz po seansie. Na tym polu, całość zdecydowanie ustępowała pola fragmentom, które miały na celu prezentację “nowego” protagonisty i nowej – omówionej w poprzednim akapicie – perspektywy. Wątki związane z Seliną/Kobietą-Kot (Zoë Kravitz) były zaś już nudne do obrzygania.
Fajnie natomiast nowy “Batman” pokazuje, że nie ma aktorów niezastąpionych. Bo z perspektywy całości trudno byłoby mi zdecydować, czy w roli Alfreda lepiej wypadł znany z trylogii Nolana Michael Caine czy Andy Serkis. Mocnym konkurentem dla Gary’ego Oldmana w roli Komisarza Gordona okazał się również Jeffrey Wright. Samych Batmanów/Bruce’ów Wayne’ów już niełatwo ze sobą zestawiać, bo Batman Bale’a to jednak całkiem inna postać, niż ten Pattinsona. A to, że to coś dobrego dla tej marki – już sobie ustaliliśmy.
Something in the way
Jakkolwiek mam pewne wątpliwości, czy bez Batmana ten “Batman” by się obronił – to całkiem przyzwoity “Batman”. Fani będą ukontentowani, nie-fani wzruszą ramionami, bo nic tu dla nich. W mojej ocenie ta pierwsza część nowej trylogii – wstępu do trylogii Nolana nie przebija, ale chwała jej za to, że próbuje iść po swojemu, bez kopiowania poprzednika. Wyszło jej to lepiej, niż nieźle.
Przypisy: