“ČSLA II” – to modyfikacja do stareńkiego “Operation Flashpoint: Cold War Crisis” (2001), stosownie do tytułu koncentrująca się na zobrazowaniu rzeczywistego uzbrojenia i całkowicie zmyślonej wojaczki sił zbrojnych Czechosłowacji z końcówki lat 80tych ubiegłego stulecia. Co ciekawe Czechy, nie tylko mają tu dostęp do morza, ale wręcz są archipelagiem wysp, najechanym w 1986 r. najpierw przez Jankesów (w kampanii: “Operation Paranoid”), a następnie w 1988 r. przez kurwy (rosjan) (w kampanii “Operation Red Head”). Poza tym szczegółem, całość to już OPFL w pigułce, czyli całkiem realistyczne pole walki, w którym zasadniczo jesteśmy tylko małym (ale istotnym) trybikiem wielkiej machiny wojennej.
Dwie kampanie, trochę scenariuszy i kupa czechosłowackiego sprzętu do robienia “ziaziu” – tak można podsumować całość. Obie kampanie udało mi się zaliczyć, a sprzęt gruntownie wytestować. Natomiast scenariusze ominąłem niemalże w całości, bo trzy na cztery posiadały wady uniemożliwiające nawet ich rozpoczęcie, a co dopiero ukończenie. Całość zawiera pewne poprawki w grafice (ograniczające się do lepszej jakości tekstur), ale nie takie które dałoby się zauważyć bez wielogodzinnego porównywania jej z oryginałem. W uszy rzuca się natomiast udźwiękowienie. Po pierwsze – dialogi, bo wszystkie są nagrane, po drugie – muzyka, nic nie robiąca sobie z prawa własności intelektualnej, bo w tle pobrzmiewają między innymi wariacje kwartetu Apocalyptica na temat “One” Metalliki.
Ponieważ jednak miodzik w tym garnuszku to wskazane wyżej kampanie, przyjrzyjmy im się i spróbujmy krótko ocenić całość.

I. “Operation Paranoid”
Pierwsza z kampanii relacjonuje konflikt amerykańsko-czeski, do jakiego doszło w 1986 r. po odkryciu na Everon (jednej z wysp archipelagu czechosłowackiego[1]Przepraszam, nie mogę.) bogatych złóż uranu. Jankesi, jak to Jankesi, takiej okazji biznesowej przepuścić nie mogą, zatem przypuszczają uderzenie na wyspę. Rozpoczyna to zaledwie kilkudniowe, ale bardzo intensywne starcie – tak drużyn piechoty, jak i ciężkiego uzbrojenia, a nawet lokalnych sił powietrznych.
W statycznej kampanii, oferującej 19 operacji, powalczyć możemy tak po stronie agresorów, jak i dumnych obrońców. Bywa zatem, że w jednej misji atakujemy wioskę jako wojownicy Wuja Sama, by w kolejnej ewakuować z niej swoich czeskich braci. Co warte podkreślenia, na wzór oryginału rzecz jest bardzo zróżnicowana, bo pozwala wcielić się tak w żołnierza regularnej piechoty, jak i komandosa, pilota śmigłowca, a nawet czołgistę. Ze strategicznego punktu widzenia, schemat przedstawionych wydarzeń ma sens, a i od strony taktycznej broni się wiarygodnością. Nie ma tu jednoosobowych samobójczych rajdów, jak z “Call of Duty” czy “Medal of Honor”. Ataki piechoty są prowadzone przez całe drużyny i koordynowane ze wsparciem pancernym. Tak ujęte pole bitwy naprawdę nie pozwala się nudzić i dostarcza sporo satysfakcji w przypadku efektownego zwycięstwa.
Co istotne – w “Operation Paranoid” praktycznie nie uświadczyłem bugów, nie licząc jednego, w postaci nadmiernie przedłużającej się cutscenki. Także poziom trudności okazał się mieć dość progresywny charakter i być raczej rzetelnie wyważony, jakby za rzecz odpowiadali profesjonaliści, a nie grupka amatorów. Jeżeli zaś chodzi o dźwięk, to dialogi nagrane zostały tak po czesku, jak i po angielsku, co w oczywisty i pozytywny sposób wpływa na klimat całości.
Kampania okazała się zatem całkiem miodna, oferując co najmniej poziom świetnego oryginału. Gdybym miał ocenić ją cząstkowo, wrzuciłbym mocne 8/10.

II. “Operation Red Head”
Tylu ciepłych słów, co o pierwszej kampanii nie mogę niestety użyć w stosunku do drugiej, koncentrującej się na ukazaniu radzieckiego najazdu na wyspiarską Czechosłowację w 1988 r. Chociaż jej motyw przewodni jest mi osobiście bardzo bliski – w końcu strzelanie do ruskich zawsze jest spoko; całość okazała się przeciągnięta, monotonna, zabugowana i zdecydowanie zbyt przekombinowana.
Krytykowanie można zacząć już od wprowadzenia, stworzonego na silniku gry, które trwa godzinę i siedem minut. Fabuły i dialogów tam praktycznie nie ma, zatem po co to komu? Sama historia nie jest może zła, jednak daleko jej do oryginalności. Kampanii na pewno nie pomaga też to, że ma bardzo nierównomierny poziom trudności, czasami potrafiący zawstydzić wspomniane wyżej, drugowojenne strzelanki. Są tu bowiem takie operacje, gdzie niemal w pojedynkę musimy stawić czoła kompanii piechoty i dwóm plutonom czołgów. “Operation Flashpoint” to nigdy nie była seria o zabawie w Rambo, więc takie rozwiązania zaskakują. Jednocześnie – choć trudno twórcom odmówić kombinowania z różnorodnością zadań – przez niemalże całą kampanię kierujemy tu jednym wojakiem – komandosem, zatem stosunkowo rzadko możemy powalczyć w starciach pancernych czy polatać śmigłowcem.
Rzecz jest również niemiłosiernie wysycona błędami i to do tego stopnia, że kilku misji wręcz nie da się zaliczyć, bo gra nie wykrywa wypełnienia ich celów. Pewnym rozczarowaniem może być również udźwiękowienie. Poza kilkoma kwestiami po rosyjsku, wszyscy bez wyjątku, w tym jankescy żołnierzy – nawijają tu po czesku.
W rezultacie, po świetnej “Operation Paranoid”, “Operation Red Head” okazała się nużącym wyzwaniem, które po kilku godzinach chciałem już po prostu odhaczyć. Gdybym miał ocenić ją cząstkowo, postawiłbym co najwyżej 4/10.

Podsumowando
Mimo wszystko, przez zdecydowaną większość czasu nie bawiłem się przy “ČSLA II” (2006) nieźle. To nadal solidna strzelanka, potrafiąca dostarczyć dużo emocji i czystego funu z udziału w wirtualnym polu walki. Zatem postawienie jej zwyczajnej “szósteczki”, wynikającej z arytmetyki byłoby trochę niesprawiedliwe. Niech zatem stracę, mam nadzieję, że nie będę tego żałował.
Przypisy:
⇧1 | Przepraszam, nie mogę. |
---|