“Dungeons & Dragons: Złodziejski honor” (2023)

Mogłoby się wydawać, że przeniesienie klimatu sesji papierowego roleplay’a na wielki ekran, to niewykonalne zadanie. Tymczasem choć w “Złodziejskim Honorze” nie widać rzutów kośćmi, kart postaci, ani zgarbionego nad podręcznikiem mistrza gry, całość mocno pachnie przygodami przeżywanymi podczas rozgrywki w typową grę fabularną. I co najważniejsze – dostarcza podobnej radochy.

“Dungeons & Dragons: Złodziejski honor” nie jest pierwszą próbą transpozycji obszernego systemu i świata/ów “Lochów i Smoków” na język filmu. W 2000 r. zadebiutowało bowiem “Dungeons & Dragons”, m.in. z Jeremy’m Ironsem w obsadzie, a następnie “Dungeons & Dragons: Wrath of the Dragon God” (2005) oraz “Dungeons & Dragons 3: The Book of Vile Darkness” (2012). Żadnego z tych tytułów nie można jednak uznać za udany. Przegrały już na poziomie finansowym (katastrofa), a co dopiero na artystycznym czy rozrywkowym (krytyczna katastrofa).

Bohatera niniejszego tekstu należy więc potraktować jako próbę restartu serii, sentymentalną wycieczkę w przeszłość dla millenialsów i jednocześnie próbę zainteresowania systemem młodszego pokolenia.

“Just pay them with magic.”

To jak wyszło, zależy po trosze od nastawienia. Jeżeli ktoś oczekiwał czegoś poważnego i epickiego, w rodzaju “Władcy Pierścieni”, to z pewnością będzie rozczarowany. Natomiast jeżeli po obejrzeniu zwiastuna spodziewał się lekkiego, rozrywkowego filmu z dystansem do siebie, to wyjdzie z kina w pełni usatysfakcjonowany. “Złodziejski honor” jest bowiem dokładnie taki jak podlinkowana powyżej zajawka: dowcipny, odprężający, pełen mrugnięć okiem do widza i nawiązań do kultowych elementów najbardziej znanego systemu RPG świata. O ile w kinie superbohaterskim, zaruchanym przez Hollywood do granic możliwości podobna stylistyka zdecydowanie już się przejadła (z wyłączeniem może “Strażników Galaktyki”), w edycji fantasy okazała się zaskakująco świeża.

Choć sama opowieść jest tu zatem dość pretekstowa i zbudowana na mało oryginalnym schemacie heist movie[1]W skrócie: wydostawszy się z więzienia – bard Edgin oraz barbarzynka Holga – muszą skompletować drużynę by zemścić się na władającym Neverwinter oszuście Forge’u i odzyskać córkę protagonisty oraz potężny artefakt., rzecz broni się tym wszystkim, co jest wokół tejże.

Po pierwsze – poziomem realizacji. Bo to świetnie skrojone kino przygodowe, w którym niemal nieustannie coś się dzieje, a mimo to wcale nie czuć tym przesytu. Bohaterowie skaczą od lokacji do lokacji, w jednym miejscu trafia im się efektowna walka, innym razem żartobliwa wymiana zdań, naprawdę nie sposób się tu nudzić. Poza tym “czuć tu piniondz”, zarówno na poziomie efektów specjalnych (zwłaszcza animacji zaklęć), jak i aktorstwa. Jeżeli chodzi o to ostatnie, to warto zauważyć, że komediowy Chris Pine to najlepszy Chris Pine. Natomiast znakomicie sprawdza się tu cała ekipa, wliczając w to Hugh Granta w roli antagonisty (nawet jeżeli Hugh Grant zawsze jest tym samym rodzajem antagonisty). Pomiędzy członkami spontanicznie zawiązanej drużyny generalnie czuć chemię, która sprawia że na ich przygody patrzy się z przyjemnością. Jeżeli miałbym się tu czegoś czepiać, to być może nieco przekolorowanych, trącących sztucznością lokacji, ale to już trochę szukanie dziur na siłę.

Po drugie – liczbą odniesień do klasycznych elementów Dungeons & Dragons i świata Zapomnianych Krain. Bo pojawiają się tu nie tylko znajome miejscówki (Neverwinter czy Podmrok, a w trakcie krótkiego rzutu na mapę – Dolina Lodowego Wichru oraz Wrota Baldura i Waterdeep), ale i podręcznikowe zaklęcia, artefakty i potwory.

Po trzecie, wspomnianym “czuciem” nastroju sesji RPG. Bo są tu prawie wszystkie jej najważniejsze elementy, z questową konstrukcją fabuły, grupą oryginalnych postaci, kombinowaniem i krytycznymi rzutami na powodzenie/niepowodzenie włącznie. Co więcej, w pewnym momencie, niemalże z przysłowiowej dupy – pojawia się tu nawet otyły smok, ścigający bohaterów, co jest przecież wzorcowym chwytem z podręcznika wkurwionego na graczy mistrza gry. 

“Dungeons & Dragons: Złodziejski honor” (2023)

“But we approved your pardon…”

Zasadne jest natomiast pytanie, czy mając na względzie powyższe, warto wybrać się na “Złodziejski honor”, gdy w ogóle nie zna się Dungeons & Dragons, a słowo “sesja” kojarzy się wyłącznie z egzaminami na studiach. Otóż – jeżeli lubisz lub chociaż akceptujesz fantasy, to z pewnością tak[2]Choć od oceny poniżej powinieneś odjąć co najmniej punkt.. Zapomniane Krainy są bowiem najbardziej generycznym światem z możliwych, sama historia ma uniwersalny charakter, a siłą filmu jest wspomniana wyżej jakość. Jeżeli natomiast nie przepadasz za fantastyką spod znaku miecza i magii, to oczywiście unikaj go jak ognia – bo tylko utwierdzisz się w przekonaniu, że to nie jest rzecz dla Ciebie.

Ja bawiłem się wyśmienicie i gdy całość wejdzie do streamingu, na pewno do niej powrócę. Uczciwie polecam.

“Dungeons & Dragons: Złodziejski honor” (2023)
Jednym zdaniem:
Kawał niezłego kina przygodowego, które jednak wchodzi znacznie lepiej, gdy choć umiarkowanie zna się Dungeons & Dragons.
7
Warto

Przypisy:

Przypisy:
1 W skrócie: wydostawszy się z więzienia – bard Edgin oraz barbarzynka Holga – muszą skompletować drużynę by zemścić się na władającym Neverwinter oszuście Forge’u i odzyskać córkę protagonisty oraz potężny artefakt.
2 Choć od oceny poniżej powinieneś odjąć co najmniej punkt.
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *