„Gobliiins IV” (2009)

Aż szesnaście lat musieli czekać fani Goblinów na powrót swych ulubieńców na ekrany komputerów. W tak zwanym „międzyczasie” umarły popularne niegdyś gatunki, a na ich miejsce narodziły się nowe. Powstały karty graficzne i wielordzeniowe procesory, upowszechniły się dyski SSD i ultra szybka pamięć RAM. Granie wyszło z piwnic na salony. Generalnie – świat elektronicznej rozrywki zmienił się nie do poznania. A Gobliny praktycznie wcale.

O przepraszam, jest jedna różnica, która w przypadku „Gobliiins IV” z miejsca rzuca się w oczy i która – jak się wydaje – pogrzebała grę już na starcie. Porzucono tu bowiem charakterystyczne, ręcznie rysowane lokacje i bohaterów na rzecz trzech wymiarów, przy czym była to zmiana niekonsekwentna, jako że w pełni trójwymiarowe okazały się być wyłącznie postacie i część obiektów, a nie całość scenerii. Konsekwencją tej – dość radykalnej – modyfikacji, było niezbyt ciepłe przyjęcie czwartej odsłony cyklu przez entuzjastów oryginalnej trylogii. Przyzwyczajeni do koślawej kreski Pierre’a Gilhodesa, fani Goblinów, kręcili nosem, że „trójwymiar to już nie to”, że „grze brakuje klimatu i charakteru pierwowzoru”. A skoro marudzili nawet miłośnicy serii, to czwartych Goblinów, w zasadzie nie mogło uratować już nic. Odpadła przecież podstawowa grupa docelowa, wśród której ta – bądź co bądź – niecodzienna produkcja miała szansę zaistnieć[1]Gilhodes szybko to zrozumiał, bo jego późniejsze przygodówki w klimacie Goblinów, konsekwentnie trzymały się już dwóch wymiarów..

Nie uważam takiego podejścia „fanów” do „Gobliiins IV” za uczciwie. Biorąc bowiem pod uwagę pomysł na rozgrywkę, a w szczególności powrót – i do trzech bohaterów-goblinów, istotnie różniących się umiejętnościami, jak i do zagadek rozwiązywanych na pojedynczych planszach (które nawet mają swoje kody – jak w „jedynce”!); jak również stylistykę i jakość gagów oraz swobodne podejście do narracji – „czwórka” jest znacznie bardziej „goblińska”, niż „dwójka” i „trójka” razem wzięte. W rezultacie może zasługiwać na skreślenie z tych samych powodów dla których trudno uznać “Gobliiins” (1991) za dobrą grę, a nie ze względu na oprawę graficzną.

"Gobliiins IV" (2009)
Ponownie trzeba pokombinować, żeby dostać się do zamku.

W poszukiwaniu Ririego (Romusia)

W pierwszej części szukaliśmy przyczyn szaleństwa króla, w drugiej – ratowaliśmy jego uprowadzonego syna, a w trzeciej – próbowaliśmy pogodzić zwaśnione królestwa. Czwarta odsłona powraca do bardziej przyziemnych tematów, wysyłając naszych podopiecznych na poszukiwania Ririego[2]W polskiej wersji językowej – Romusia. – zaginionego mrównika monarchy. Fabułę ponownie poznajemy tu za pośrednictwem stylizowanych na komiks, statycznych ekranów wyświetlanych pomiędzy kolejnymi etapami. Rezygnacja z krótkich animacji charakterystycznych dla „trójki” może wydawać się krokiem w tył, ale Gobliny nigdy nawet nie udawały, że interesuje je opowiadanie jakiejś historii. „Czwórka” niczego więc w tym zakresie nie zmienia i fabuła nadal jest nieskomplikowanym i raczej wymuszonym pretekstem dla konieczności rozwiązania całej serii łamigłówek.

Przed wyruszeniem w drogę, należy jednak zebrać drużynę. Nim zatem nasze gobliny wyruszą w pełną przygód i niebezpieczeństw podróż, muszą się na powrót zgrupować. Najpierw poznajemy więc Tchoupa[3]W polskiej wersji językowej – Thrabsa. – właściciela agencji detektywistycznej, odpowiedzialnego za kombinowanie. Następnie zaś Stucco[4]W polskiej wersji językowej – Sztrenkfa. – typowego mięśniaka, który braki w intelekcie nadrabia siłą ramion. I w końcu – władającego magią Perluisa[5]W polskiej wersji językowej – Polopiriona.. Powyższe to oczywiście kolejny ukłon w stronę oryginału z 1991 r. Tam jednak graliśmy trójką bohaterów od pierwszej „planszy”, a tu gra wprowadza postacie stopniowo, lokacja po lokacji, pozwalając nam zapoznać się z ich specyficznymi umiejętnościami.

Jeżeli już jesteśmy przy lokacjach, to i w tym aspekcie „Gobliiins IV” hołduje rozwiązaniom przyjętym przez „jedynkę”. Zagadki rozwiązujemy w obrębie pojedynczych ekranów-poziomów i dopiero po pokonaniu kompletu łamigłówek możemy przeskoczyć do następnego (łącznie jest ich 15 + 1 dodatkowy). Co ciekawe, na początku każdej nowej „planszy”, gra wyświetla kod umożliwiający powrót do niej po skończeniu rozgrywki. Rzecz nie pozwala bowiem na dokonanie zapisu stanu gry w środku danej lokacji, zamiast tego automatycznie utrwalając postępy z chwilą ukończenia wszystkich zagadek na danym ekranie. Jako że wyżej wskazany zapis ulega nadpisaniu, bez stosownego kodu nie jesteśmy więc w stanie wrócić np. do ulubionej „planszy”. Równocześnie, w przypadku wyłączenia gry przed zakończeniem danego etapu, musimy wszystkie zrealizowane już w nim czynności powtórzyć od początku.

Trudno znaleźć jakiekolwiek pozytywy tak dziwnego i archaicznego rozwiązania, toteż wypada jedynie cieszyć się, że do mechanik nie zaimplementowano też „paska życia” dręczącego graczy w pierwszej odsłonie Goblinów.

"Gobliiins IV" (2009)
Elementy surrealizmu przetrwały próbę pójścia z postępem.

Nowości i reminiscencje

Zamknięcie zagadek w ramach jednej lokacji wyszło natomiast na plus ich poziomowi trudności. Nie, żeby straciły one na absurdalności i alogiczności – które mocno dają się we znaki zwłaszcza na późniejszych poziomach, jednak ilość interakcji ograniczona do pojedynczego ekranu niewątpliwie ułatwia pokonywanie kolejnych plansz. Spotkałem się nawet z (zadziwiającą jak na serię) opinią twórców[6]Źródło za prasą, bo oficjalna strona gry od dawna nie funkcjonuje: https://www.rockpapershotgun.com/gobliiins-4, że łamigłówki w grze zostały tak skonstruowane, by poradził sobie z nimi ośmiolatek. Cóż – skromnie skłamię, że nie cenię jakoś wyjątkowo swojego intelektu, lecz nie brałbym tych odważnych deklaracji na poważnie[7]Chyba, że chcecie zniechęcić dziecko do gier, to w porządku.. To nadal jest produkcja, przez którą i doświadczonego gracza, miejscami może zaboleć głowa, mimo że faktycznie z początku wydaje się nieco prostsza niż klasyczni poprzednicy. Co warte podkreślenia – migrena (a także zniechęcenie i finalnie – również znudzenie) ciągle jest wywoływana w nieuczciwy sposób, a najprostszym sposobem na ukończenie gry bez solucji jest mechaniczne testowanie wszystkiego na wszystkim.

W uprzyjemnianiu niełatwego kontaktu z Goblinami, trochę pomaga natomiast, tak krytykowana przez „fanbojów” – oprawa graficzna. Zgoda – nawet dobry trójwymiar starzeje się szybciej i gorzej, niż przeciętny dwumiar; a ten w pierwszy w „Gobliiins IV” daleki jest nawet od przeciętności. Niemniej – choć grafika była brzydka już w chwili wydania gry, nie sposób odmówić jej czytelności. Tu na ogół już z daleka widać, z jakim przedmiotem mamy do czynienia a polowanie na pojedyncze piksele praktycznie się nie zdarza[8]Pomijając opcjonalne poszukiwania złotych zębów, robiących tutaj za bonusowe znajdźki umożliwiające odblokowanie dodatkowego poziomu..

W mojej ocenie, na przejściu w trzy wymiary, rzecz nic też nie straciła na jakości dowcipu (inna sprawa, że ten oczywiście pozostał w specyfice oryginału). Protagoniści nadal są nieco koślawymi stworkami o bogatej mimice i ciałach z gumy, a na planszach dodatkowo pojawiła się cała masa ruchomych, całkiem zabawnych i na ogół interaktywnych elementów. Dzięki powyższemu – bardzo statyczny do tej pory świat Goblinów, wreszcie zyskał jakieś życie. W rezultacie – całość wydała mi się nawet sympatyczniejsza i trochę śmieszniejsza niż poprzednie odsłony serii, choć niezmiennie nie jest to pozycja, przy której można by solidniej „śmiechnąć”.

"Gobliiins IV" (2009)
Chór marchewek.

Podsumowanie

Podsumujmy więc, co my tu mamy. Szczątkową i prymitywną fabułę podaną w statycznej, nieciekawej formie; absurdalne i nielogiczne zagadki wymuszające testowanie wszystkiego na wszystkim oraz generalnie frustrujący i zniechęcający poziom trudności. Grafika pozostaje w konwencji, ale pomimo, a może i z powodu przejścia w trzeci wymiar – czterech liter nie tylko nie urywa, lecz nawet nie szarpie. O dźwięku również nie da się powiedzieć więcej, niż w przypadku klasycznych odsłon Goblinów, tj. że istnieje w takim zakresie, w jakim istnieć musi. Postacie nie mówią, tylko coś tam sobie mamroczą pod nosem (na szczęście nad ich głowami wyświetla się tekst), poza tym rozgrywce towarzyszą znajome brzdęki oraz stuknięcia i to w zasadzie wszystko. O dziwo – nieco więcej dobrego można powiedzieć o muzyce – niecodziennej, ale uprzyjemniającej rozgrywkę. Szkoda tylko, że utwory nie są zapętlone i po ich jednokrotnym odsłuchaniu trzeba w danej lokacji rozwiązywać zagadki już w ciszy.

Czy jednak „Gobliiins IV” to krok w tył w stosunku do klasycznej trylogii z lat 91-93? Absolutnie nie. To ze wszech miar godna kontynuacja, tyle że nieniesiona już przez sentyment, jakim retro-dziady obdarzyły antenatów omawianego dziś tytułu. Problem w tym, że zarówno pierwsze, jak i czwarte Gobliny to nigdy nie była dobra gra, a jedynie interesujący pomysł zrealizowany w przeciętny sposób. To co zaś wydawało się do przełknięcia na początku dziewiątej dekady dwudziestego stulecia (szczególnie dla potrafiących wiele wybaczyć dzieciaków), kilkadziesiąt lat później jest już praktycznie niegrywalne. Nie dajcie się zatem zwieść retro-dziadom i nie wracajcie już do Goblinów. Nie warto.

„Gobliiins IV” (2009)
Podsumowując:
Godna kontynuacja "pierwszych Goblinów", co niestety wcale nie oznacza, że to dobra gra.
Na plus:
Humor.
Na minus:
Nielogiczne, absurdalne zagadki.
Bardzo uboga, pretekstowa fabuła.
Archaiczny pomysł na rozgrywkę.
4
Nie warto

Przypisy:

Przypisy:
1 Gilhodes szybko to zrozumiał, bo jego późniejsze przygodówki w klimacie Goblinów, konsekwentnie trzymały się już dwóch wymiarów.
2 W polskiej wersji językowej – Romusia.
3 W polskiej wersji językowej – Thrabsa.
4 W polskiej wersji językowej – Sztrenkfa.
5 W polskiej wersji językowej – Polopiriona.
6 Źródło za prasą, bo oficjalna strona gry od dawna nie funkcjonuje: https://www.rockpapershotgun.com/gobliiins-4
7 Chyba, że chcecie zniechęcić dziecko do gier, to w porządku.
8 Pomijając opcjonalne poszukiwania złotych zębów, robiących tutaj za bonusowe znajdźki umożliwiające odblokowanie dodatkowego poziomu.
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *