Zazwyczaj takie rzeczy jak brak realizmu, czy galeria wkurzających postaci – nie przeszkadzają mi w oglądaniu serialu. W końcu sztuka ma naśladować życie, a życie to i brak realizmu, i galeria wkurzających postaci. “Idź przodem, bracie” potrafi jednak mocno wystawić cierpliwość na próbę.
Niektórzy narzekają, że w Polsce produkuje się za dużo sensacji, za dużo kryminałów, za dużo tzw. “męskiego kina” (cokolwiek to oznacza, w dzisiejszych, trudnych, poddających wszystko pod wątpliwość czasach). W odpowiedzi wychodzę ja – cały na czarno – z dwoma Ingramami M11 w dłoniach i napierdzielam po kruszących się pod kulami ścianach, aż do wyczerpania magazynków. “Dawać mnie tu kolejne zagadkowe trupy i akcyjniaki osadzone w barwnych realiach (albo nie-realiach) Rzeczpospolitej!”.
Producenci oczywiście wiedzą, że takich czubów jest więcej, zatem produkują kolejne i kolejne, a ja to potem oglądam i schizofrenicznie narzekam na “polskie gówno”.
Kręć się, kręć wrzeciono
Oskar Gwiazda (Piotr Witkowski) – jest przygłupim funkcjonariuszem oddziałów antyterrorystycznych Policji. Za debila ma go nawet szwagier z AT (Konrad Eleryk) oraz siostra (Aleksandra Adamska). Niestety, wbrew przysłowiu o szczęściu – Oskar zwyczajnie ma pecha. Najpierw przez jego niekompetencję ginie kolega z jednostki, co skutkuje zawieszeniem naszego bohatera w obowiązkach. Następnie samobójczą śmiercią umiera jego ojciec, a o długi po tymże upomina się lokalny pół-gangus (Piotr Adamczyk). W rezultacie Oskar popada w kłopoty finansowe i jest zmuszony wynająć odziedziczony dom pod burdel oraz zatrudnić się jako ochroniarz w lokalnym kompleksie handlowym, luźno inspirowanym tekstylnym biznesem tego zezowatego typka spod Łodzi.
Gdy protagonista widzi te wszystkie wały na podatkach, odwalane przez skurwysynów od sprzedaży dżinsów na kartonach, coś w nim pęka. Postanawia sięgnąć po łatwy “piniondz” i obrabować pełnoprawnych gangusów (Cezary Żak, Marcin Kowalczyk). Tak zaczyna się jego przygoda, wiodąca przez sześć godzinnych odcinków, aż do zaskakującego finiszu.

Im strzelać nie kazano
“Idź przodem, bracie” spotkało się z bardzo dobrą recepcją w naszym kraju, głownie dzięki barwnym scenom akcji i faktycznie w tym obszarze jest znakomicie. Bohaterowie efektownie prują do siebie z karabinków – aż wióry lecą i równie sprawnie okładają się po mordach. Ogląda się to wszystko z dużą przyjemnością, choć niestety momentami gdzieś pod czaszką pojawia się myśl z gatunku “co tu się kurwa dzieje?!”. Apogeum absurdu rzecz osiąga w scenach ze szpitala, po których to antagonisty poszukiwałby cały kraj, a ten matoł, jak gdyby nic jeździ sobie po mieście bez maski. To dużo nawet jak na moją, dość potężną zdolność wolicjonalnego zawieszenia niewiary.
Sama opowieść wciąga. Niestety – jak już wielokrotnie wspominałem – niewiele to dla mnie znaczy[1]Wciągające jest też “Na sygnale”, które ogląda moja żona, a przecież to kasztan.. Adamczyk tym razem jest mało przekonujący w rodzaju antagonisty, a Żak wypada dość groteskowo. Kowalczyk próbuje grać ligę wyżej, niż wyżej wskazani, więc powtarza swoją rolę z “Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa” (2019) – ale jego postać niczego nie ratuje. Po stronie protagonistów stosunkowo najlepiej z wszystkich wypada Eleryk jako szwagier głównego bohatera, mający go już serdecznie dość. Wiarygodny w roli debila jest też sam Witkowski, choć gra irytującą postać (wiem, że tak ma być).
Tradycyjnie w takich serialach musi być choć jedna postać, która jest i chujowo napisana, i chujowo zagrana. Tym razem jest to Ukrainka Jewa, w wykonaniu Anastasiyi Pustovit. Tak jak nie wnosi nic ciekawego w życie bohatera, tak nie wnosi nic do serialu. Napisałbym, że to zmarnowany potencjał, lecz po prawdzie – nigdy nie było tu żadnego potencjału.
Podsumowando
Poza fajnym strzelaniem to ja tu nie widzę nic spektakularnego. Fabuła przeciętna, postacie nudne, akcja co najwyżej niezła. Rzecz się jednak sprzedała, przez kilka tygodni pozostając w topce “Netflixa”, zatem na pewno powstanie drugi sezon. Na ten moment “Idź przodem, bracie” to dla mnie zdecydowanie bardziej “można”, niż “warto”.
Przypisy:
⇧1 | Wciągające jest też “Na sygnale”, które ogląda moja żona, a przecież to kasztan. |
---|