“Parówki Ulubione o smaku chili”, 205g (Indykpol S.A.)

"Parówki Ulubione o smaku chili", 205g (Indykpol S.A.)

Jak mówi porzekadło – “Trzecią wojnę światową przeżyją tylko karaluchy, szczury i parówki.” Możesz się teraz zastanawiać drogi czytelniku: “Szczury, karaluchy, pracownicy Katedry Prawa Cywilnego WPiA UJ – rozumiem – ale dlaczego na wszystkich bogów – parówki?!” Otóż z co najmniej trzech powodów: 1) łatwości przygotowania, 2) walorów smaków, 3) walorów energetycznych. Parówki można zrobić ze wszystkiego, zawsze mają choćby przyzwoity smak i dostarczają odpowiednio dużo energii, by przetrwać tak w naszym świecie, jak i postapokaliptycznym piekle, w którym o każdy kawałek ziemi, należy walczyć z popromiennymi potworami (z ww. Katedry).

Zabrzmi to wzruszająco, ale parówki owe podarował mi brat ze słowami: “Kupiłem ci parówki z chili, żebyś mógł zrecenzować je na Wpieprzamy.” Spełniło się zatem marzenie redakcji niniejszego bloga, by otrzymywać darmowe jedzenie od licznych, hojnych donatorów. Przez jakiś czas produkt ów leżał w lodówce, aż przyszedł dzisiejszy niedzielny poranek i zainspirowana telewizyjną debatą o uboju rytualnym, wielka chęć wrzucenia na talerz kawałka martwego zwierzaka. Opakowanie od samego początku nie bardzo mi się spodobało – żółć i czerwień, to nie są moje ulubione barwy, wolałem wcześniejszą, niebieską kolorystykę wyrobów Indykpola. Ale to detal, zjada się w końcu zawartość tegoż opakowania. Można się za to z niego jeszcze dowiedzieć, że produkt składa się w 46% z mięsa indyczego, w 7% z kurczaka, a w 16% z mięsa wieprzowego. Nieźle.

By zbadać jak owe parówki smakują, przeprowadziłem Parówkowy Test Wpieprzamy (wszelkie prawa zastrzeżone) polegający na skonsumowaniu parówki w trzech trybach: 1) na surowo, 2) po ugotowaniu w sposób wskazany na opakowaniu, 3) po wrzuceniu do mikrofalówki na dwie minuty (440W)

Na surowo produkt smakuje mocno przeciętnie, w połowie konsumpcji nawet nieco mnie zemdliło (może z powodu wczorajszej imprezy), dlatego nie mogę ocenić go zbyt wysoko. 4/10 to absolutnie maksymalna nota, przykro mi Indyczku. Po ugotowaniu jest o dziwo dużo lepiej, aromat chilli jest wyraźnie odczuwalny, ale nienachalny i łatwy do zabicia ketchupem lub majonezem. Wypada dać owym parówkom notę wyższą, to jest 6/10. Prawdziwą moc, parówki pokazują jednak po wsadzeniu do mikrofali, robią się wtedy naprawdę dobre, także wtedy, gdy przesadzimy, doprowadzając do pęknięcia skórki. Nota wędruje więc do góry o jeden stopień, docierając do oceny 7/10, co jak na parówki jest całkiem niezłym wynikiem.
Rekomenduję, przyrządzać je właśnie w ten sposób.


Tekst opublikowany na blogu “Wpieprzamy”, prowadzonym wraz z Krzyśkiem i Michałem w latach 2012-2014.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *