Dziwny to był rok, w którym rozmaite znaki na niebie i na ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Przesunięte premiery filmów, przesunięte premiery gier, dramatyczne braki w sprzęcie uniemożliwiające kupno nowego komputera lub konsoli. Nie chciałbym marudzić, ale w kontekście tego co się wyczynia w Polsce i na świecie – teraz już wiadomo, że była to po prostu przedłużona zapowiedź tego, co będzie się dziać w 2022 r.
Lecz nie pogrążajmy się w rozpaczy. Choć bowiem w świecie popkultury zdarzyło się wyraźnie mniej niż w poprzednich latach – przecież nadal było w co grać i co oglądać.
Zaczynając od rzeczy najłatwiejszych i najbardziej oczywistych – moim filmem roku jest oczywiście “Diuna” (2021) Denisa Villeneuve. Jak wspominałem w przydługawej rozmowie z Owenem – rzecz nie jest pozbawiona wad. Może irytować dość oszczędna budowa postaci oraz uproszczenia warstwy politycznej i brak rzucenia szerszego światła na skomplikowaną geopolitykę uniwersum. Może rozczarowywać również ścieżka dźwiękowa Hansa Zimmera, która choć epicka – bardziej nadawałaby się na tło do jakiegoś komputerowego RTSa, niż do “Diuny”, którą sobie wymarzyłem. Powyższe nie zmienia jednak faktu, że to bardzo dobry film, na którym doskonale się bawiłem.
Jeżeli chodzi o seriale, to z nowości najbardziej pozytywnie zaskoczyły mnie jankeski – “Mare z Easttown” (2021) oraz rodzimy “Klangor” (2021). To nie są produkcje z oryginalną i wybitnie rozpisaną intrygą, ale obie są świetnie zagrane i obie w widoczny sposób kombinują z konstrukcją opowieści, tak że tło jest tam równie ciekawe, jak rozwiązanie zagadki “kto zabił?”. Jeżeli chodzi natomiast o rzeczy, które zaczęły się wcześniej – naprawdę niezły okazał się trzeci sezon “Sukcesji” (2021).
Filmowych rozczarowań raczej nie zaliczyłem, co do serialowych, to dramatycznie słaby okazał się drugi sezon “Wiedźmina” (2021). Nie spodziewałem się tu w żadnym wypadku fajerwerków, jednak nie sądziłem też, że będę się musiał gęsto zmuszać, żeby dobrnąć do końca. Dawno nie widziałem czegoś tak miałkiego i niewywołującego absolutnie żadnych emocji podczas oglądania.
Jako, że dłuższy tekst o tym “czymś” właśnie powstaje, na poprzednim akapicie może poprzestańmy i przeskoczmy z Filmowa do Giereczkowa. U mnie oczywiście niewiele się działo, bo growo pozostaję nadal gdzieś w okolicach 2010 r. (w najlepszym wypadku, bo zazwyczaj nawet dalej). Natomiast – choć gros premier przesunięto na 2022 r. – w upływającym roku też trochę rzeczy powychodziło. “Zażarły” zwłaszcza “Resident Evil Village” (2021) oraz “Deathloop” (2021), ale najbardziej zaskoczyło chyba nowe “Age of Empires IV” (2021) oraz “Marvel’s Guardians of the Galaxy” (2021), po którym nikt się nie spodziewał, że tak pozamiata na rynku akcyjniaków z elementami RPG.
Z ogólnej sytuacji na rynku – prócz wspomnianych wyżej braków sprzętowych, najbardziej rozczarował mnie poziom nowych DLC do strategii Paradoxu, które w momencie premiery nawet nie tyle okazywały się niegrywalne, co wręcz psuły podstawową wersję gry (dotyczy to zwłaszcza “Europy Universalis IV” (2013)). Zabrakło mi też chociażby zapowiedzi nowej, historycznej produkcji spod znaku “Total War”. Nie złorzeczę natomiast na przesunięte premiery innych gier, bo moja dotychczasowa kupka wstydu i tak bez problemu mogłaby mnie udupić do 2137 r.
***
Mimo pewnego lęku, co to się będzie odpieprzać w 2022 r., upływający rok oceniam jako całkiem niezły. W życiu osobistym i zawodowym układało się dobrze, a w tym growo-filmowym – lepiej niż się spodziewałem. Owszem, w 2021 r. przegrałem jedynie ok. 100 godzin (w 2020 r. – aż 225) i przesłuchałem tylko 2167 mp3 (w 2020 r. – 2874). Pewnie zobaczyłem też mniej filmów i w zasadzie przestałem czytać książki (dość powiedzieć, że od dwóch lat męczę i nie mogę zmęczyć “Historii Japonii” Totmana, co stało się u mnie już wewnątrzrodzinnym memem). Mam jednak na to dość solidne usprawiedliwienie w postaci twardej walki o przetrwanie. Tzw. “czas wolny” zaczyna mi się bowiem gdzieś w okolicach godz. 23, no i jak na czas “wolny”, bardzo szybko zlatuje.
Biorąc pod uwagę powyższe, mógłbym pewnie tym wszystkim pizdnąć i skupić się na pisaniu past, na którym to polu zanotowałem bardziej realne, choć nadal “internetowe” sukcesy, ale wypisywanie tutaj tych wszystkich głupot bawi mnie jednak znacznie bardziej, niż ciesząca się zdecydowanie większą popularnością działalność satyryczna. To pewnie mógłby być całkiem niezły przyczynek do dyskusji o tym, że jak robisz coś “na poważnie” to masz z tego mniejsze zbiory, niż z klasycznego pisania “na odpierdol”, lecz nawet mnie już takie refleksje nie interesują, a co dopiero szanownych, przygodnych czytelników Kultury.
Ażeby zamknąć wątki związane z tą stroną, wspomnę, że chociaż na zewnątrz prawie tego nie widać – w 2021 r. silnik Kultury zaliczył kolejną, bardzo pokaźną porcję poprawek (w zasadzie to zrobiłem tę stronę na nowo). Jednocześnie – opublikowano 17 dłuższych tekstów (o 4 mniej niż w 2020 r.) i 95 krótszych (o 20 mniej niż w 2020 r.). Linki do strony www w Google wyświetliły się 58579 razy, a kliknięto w nie 1229 razy. Największą popularnością cieszyły się – recenzja “Biura Szpiegów” (2015-2020) (215 kliknięć) oraz recenzja “Gambitu Królowej” (2020) (164 kliknięcia).
Tyle w temacie podsumowań, do zobaczenia w kolejnych notkach.