Ponura rzeczywistość Polskiej Republiki Ludowej połowy lat 80-tych. Małe miasteczko gdzieś na Ziemiach Odzyskanych. W okrytym złą sławą podmiejskim lesie, dochodzi do brutalnego morderstwa prostytutki i komunistycznego działacza. W tym samym czasie, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach życie traci również dwójka nastolatków. Zadania opisania sprawy podejmują się dziennikarze lokalnej gazety – doświadczony i zgorzkniały – Witold Wanycz (Andrzej Seweryn) oraz młody i pełen zapału syn wysoko postawionego działacza partyjnego – Piotr Zarzycki (Dawid Ogrodnik). Szybko okazuje się, że sprawa nie jest tak prosta i jednoznaczna, jak mogłoby się wydawać.
No dobrze, a zatem znowu mamy trupy, rodzinne tajemnice, mroczną przeszłość i niejasną przyszłość. Cóż jeszcze może dać nam polski kryminał od Netflixa, co w jakikolwiek sposób wyróżni go wśród mrowia podobnych produkcji? Niebanalne tło? Ciekawy nastrój? Wyjątkowo zgrany duet protagonistów? A może interesujące rozwinięcie i spektakularne zakończenie intrygi?
A co gdybym powiedział Wam, że prawie wszystko z powyższego (ze szczególnym naciskiem na “prawie”)?
“Niebanalne tło”
“Rojst” – osadzony jest w rzeczywistości zdychającej komuny 1984 r., czyli w realiach bardzo rzadko (jeśli w ogóle) spotykanych we współczesnym polskim kryminale. Gdy PRL się kończył, ja akurat wybierałem się do przedszkola, więc nie za bardzo mogę samemu wypowiedzieć się co do wiarygodności ukazania socjalistycznego gnoju, ale rzecz powszechnie chwalono w aspekcie scenografii, ubioru, charakteryzacji i innych “wizualiów”, zatem należy ją uznać za rzetelną. To czasy apatii, beznadziei i niewiary. Okres, w którym aparat państwowy całkiem niedawno pokazał jeszcze swą siłę (Stan Wojenny, internowania, pacyfikacja strajku w kopalni “Wujek”), ucinając wiarę w to, że coś może się zmienić. Mimo zmagania się z permanentnym kryzysem gospodarczym, to gówniane państwo zbudowane na kłamstwie i przemocy, wciąż jeszcze stoi, zatruwając życie swoim mieszkańcom. Tytułowy “rojst”, czyli bagno – w którym zmuszeni są taplać się mieszkańcy tej krainy, doskonale opisuje tę rzeczywistość.
Powyższe z pewnością daje bardzo duże możliwości na stworzenie interesującej, klasycznej kryminalnej intrygi, w której śledztwo zaczyna się od trupa, a kończy gdzieś na szczytach lokalnej władzy.
“Ciekawy nastrój”
Boże jaki miły wieczór
tyle wódki tyle piwa
a potem plątanina
w kulisach tego raju
między pluszową kotarą
a kuchnią za kratą
czułem jak wyzwalam się
od zbędnego nadmiaru energii
w którą wyposażyła mnie młodość
możliwe
że mógłbym użyć jej inaczej
np. napisać 4 reportaże
o perspektywach rozwoju małych miasteczek
ale
…….mam w dupie małe miasteczka
…….mam w dupie małe miasteczka
…….mam w dupie małe miasteczka[1]Ta “Sobota” Bursy to tu oczywiście nieprzypadkowo, pojawia się w serialu.
Jak już wspomniałem na wstępie, miejscem akcji “Rojsta” jest małe miasteczko w zachodniej części kraju, wydarte Niemcom po II Wojnie Światowej. Jego osadzenie w rzeczywistości dobrze ukazuje dialog protagonistów, w którym Wanycz w odpowiedzi na pytanie Zarzyckiego: “A pan jest stąd?” odpowiada – “Nikt tu nie jest stąd.” To fikcyjne miasteczko (wizerunkowo ulepione z blokowisk Katowic i kilku miejscówek z Raciborza i Zabrza), ma oczywiście swoje legendy i tajemnice, wynikające głównie z powojennych historii, których nikt nie chce rozliczać (zdradzanie ich byłoby spoilerem, zatem bez szczegółów). W gruncie rzeczy jednak, jak to w typowym małym miasteczku – nic się w nim nie dzieje i niczego w nim nie ma. Morderstwo lokalnego działacza (i to jeszcze w towarzystwie prostytutki), jak i dziwne samobójstwo nastolatków, powinno być wstrząsem dla jego społeczności. PRLowska apatia jest jednak zbyt potężna. Ludzie już wiedzą – że dla własnego dobra nie należy pytać, nie należy się interesować. W ten sposób klasyk kryminału – zmowa milczenia – ma tu oryginalne, lecz zupełnie naturalne źródło. Jedyną osobą, której “jeszcze się chce” jest młody Zarzycki i trudno się dziwić, że irytuje tym wszystkich pozostałych bohaterów, którzy chcieliby zakopać temat.

“Wyjątkowo zgrany duet protagonistów”
Ciekawie jest “Rojst” obsadzony. Na liście płac, oprócz wspomnianych na wstępie Seweryna i Ogrodnika, znalazł się jeszcze między innymi Piotr Fronczewski, Marek Dyjak i Jacek Beler. Choć postaci tu nie brakuje, w zasadzie trudno mi wskazać jakikolwiek słabszy element serialu od strony aktorstwa. Wszyscy bez zarzutu wywiązują się ze swoich obowiązków. Zdecydowanie najlepiej natomiast faktycznie wypada dwójka wyżej wskazanych, wcielająca się w głównych bohaterów. Może to tylko moje wrażenie, ale między Sewerynem i Ogrodnikiem, od “Beksińskich” jest ta aktorska chemia, która sprawia, że dobrze się na nich patrzy. Wanycz nawet specjalnie nie wysila się, by widz go polubił, a Zarzycki jest wręcz wkurwiający, lecz mimo to, trudno nie darzyć ich sympatią. Ma się wrażenie, że tym bądź co bądź stereotypowo napisanym postaciom – życie nadaje wyłącznie kunszt wcielających się w nie aktorów, bo klasyczne kryminalne archetypy, odpowiednio – doświadczonego i wyważone oraz młodego i zapalczywego gliniarza (tu dziennikarza) raczej by nie wystarczyły, by pociągnąć całość.
“Interesujące rozwinięcie i spektakularne zakończenie intrygi”? NOOOT!
Na wstępie napisałem, że “Rojst” ma prawie wszystko, co trzeba by wyróżniać się na tle rodzimych kryminałów. Niestety “prawie” – jak wiadomo – robi różnicę.
Serial bowiem od pierwszego z pięciu godzinnych odcinków, robi wszystko by wykreować wrażenie uczestnictwa w naprawdę głębokiej intrydze. Takiej, której rozwiązanie tylko z pozoru wydaje się błahe. Oglądasz zatem i zadajesz sobie rozliczne pytania. Co wydarzyło się w miasteczku przed wieloma laty? Co stało się nastolatkom, którzy popełnili samobójstwo. Kto i dlaczego pozbył się komunistycznego działacza? Apetyt na odpowiedzi podsyca zmowa milczenia i służby, zniechęcające protagonistów do kontynuowania śledztwa. Do piątego odcinka to wszystko kreuje fantastyczny nastrój, a intryga rozwija się tak, że masz ochotę zaliczyć całość w jedną noc.
Aż przychodzi rozczarowujące rozwiązanie wszystkich wątków w tempie, jak gdyby ktoś gonił scenarzystę z dwururką. Lubię domknięcia opowieści w serialach i książkach, przedkładając je nad niedopowiedzenia, ale “Rojst” robi to naprawdę źle. Rozwiązania wszystkich wątków okazują się w gruncie rzeczy bardzo błahe, a obu współczesnych akcji – dodatkowo nie trzymają się kupy.
Trudno byłoby mi jednak wyłącznie na tej podstawie stwierdzić, że serial zawodzi. Owszem, końcówka nie daje tej satysfakcji, której można by oczekiwać po pierwszych odcinkach, ale nie jest to też coś, co utrącałoby sens całości. W mojej ocenie więc i tak zdecydowanie warto po “Rojsta” sięgnąć.
Przypisy:
⇧1 | Ta “Sobota” Bursy to tu oczywiście nieprzypadkowo, pojawia się w serialu. |
---|