W czasach, gdy byłem jeszcze młody, Ojciec zawsze powtarzał mi – “Synu, warzywa nie są pokarmem godnym mężczyzny. Facet powinien jeść mięso, najlepiej własnoręcznie upolowane i oprawione.” I faktycznie, przez lata wspólnie polowaliśmy, lecz potem mamuty wyginęły lub wygrały wybory do Sejmu, gdzie zaczął chronić je immunitet. Tata zamienił ich mięso na monotematyczną sałatkę z pomidorów, ja natomiast – pod wpływem pewnej kobiety – sięgnąłem po warzywa na patelnię. W przeciwieństwie do szlachetnego dawcy życia, nie ograniczyłem się jednak do jednego rodzaju “warzyw” i niczym mitologiczny Odyseusz wyruszyłem w długą drogę w poszukiwaniu ideału. Po latach poszukiwań mogę Wam wreszcie z dumą i radością obwieścić – wróciłem do domu – i właśnie, obrazowo mówiąc – niosę swoją idealną, warzywną Penelopę do łożnicy, by skonsumować nasz związek.
Opakowanie jest schludne i estetyczne – aż przyjemnie się na nie patrzy. Nienachalnie porozrzucane warzywa wyglądają niezwykle apetycznie, włączając w to bezczelnego ziemniaka i paprykę, widocznych na pierwszym planie. Co również zasługuje na uwagę – wszelkie informacje podane są tu w czytelny sposób – nie wprowadzając konsumenta w błąd co do zawartości mieszanki. Jak możecie zobaczyć poniżej (grafika pochodzi ze strony producenta, na której przygrywa nam przyjemna muzyczka, pozytywnie nastrajająca do nadchodzącej uczty), w jej skład wchodzą: ziemniaki podsmażone ze skórką (duże kawałki), papryka (drobno posiekana, jak widać na zdjęciu powyżej), cebula (jw.), plasterki cukinii, żółta fasolka szparagowa i kukurydza. Ponadto do zestawu dołączana jest saszetka z ziołami i przyprawami nieznanego pochodzenia (Ojciec Klimuszko nie ma z produktem nic wspólnego, co oczywiście nie pozbawia go mistycznego smaku i charakteru), mająca kluczowe znacznie dla produktu.
Warzywa przyrządza się ekspresowo, choć trwa to zazwyczaj nieco dłużej niż 9 minut wskazane na opakowaniu. Wywalamy je na patelnię skropioną olejem, podgrzewamy i w trakcie procesu smażenia/przypiekania/podgrzewania – wedle uznania – doprawiamy zawartością saszetki. Nie będę Was oszukiwał – zawsze żal było mi ją “marnować” (bom chytry i skąpy), toteż ja wsypuję całość (co nadaje warzywom ostrzejszego, pełniejszego, ale nieco bardziej słonego smaku), lecz znam i takich co nie sypią nawet szczypty.
Po około kwadransie całość jest gotowa i uśmiecha się do nas z talerza, podniecająco szepcząc – “weź mnie, weź mnie!” Zamiast naiwnie spytać – “gdzie?!” – zabieramy się do jedzenia i nasze kubki smakowe dają się pieścić niezwykłemu dziełu hortexiańskich macherów od smaku. Kompozycja pachnie i smakuje bowiem wybornie i naprawdę jest jedną z tych potraw, które zawsze zjadam z najwyższą przyjemnością, celebrując każdą chwilę z nią spędzoną.
Aby zachować pozory obiektywizmu, zapytałem przypadkowego przechodnia, napotkanego pomiędzy kuchnią, a łazienką – nazwijmy go Tomasz – co sądzi o posiłku:
“Połączenie smażonej kukurydzy z potraktowaną w ten sam sposób krojoną papryką, daje zaskakujący efekt smakowy. A co dopiero powiedzieć o trio, gdy towarzyszą im jeszcze ziemniaki? Myślę, że ogórek [sic! – dop Autor] jest dodany trochę na siłę, lecz choć nie psuje smaku, mimo wszystko odstaje poziomem od reszty. Muszę też wspomnieć o cichym bohaterze, którym są przyprawy – bez nich nie byłoby tego widowiska.”
Jak widać, choć przypadkowy przechodzień nie odróżnia ogórka od cukinii, nasze opinie są zbieżne. “Warzywa na patelnię z ziołami i papryką” to doskonały produkt, zasługujący na swą (niewygórowaną przecież) cenę. Pomimo małej kaloryczności dostarczają energii na cały dzień, a przy tym rewelacyjnie smakuje. Jak dla mnie, to absolutny hit, toteż otrzymuje on ocenę 9/10.
Tekst opublikowany na blogu “Wpieprzamy”, prowadzonym wraz z Krzyśkiem i Michałem w latach 2012-2014.