“Wzgórze psów” (2024)

Do tej pory Jakub Żulczyk miał szczęście do adaptacji swoich powieści. I “Ślepnąc od świateł” (2018), i “Informację zwrotną” (2023) należy bowiem uznać za raczej udane projekty. Obawiam się jednak, że dobra passa pisarza zakończy się na “Wzgórzu psów”.

To nie jest zły serial. Ma intrygujący punkt wyjścia i Roberta Więckiewicza, który robi tu za one-man-show, sprawiając że cała reszta obsady prezentuje się jak w teatrzyku szkolnym.

A jednak, pomimo niewątpliwego potencjału – całość trąci pewną taką “generycznością”, jakby zrealizowało, powtarzam – zrealizowało, a nie napisało – ją AI. Coś trzeba było nakręcić. Polacy lubią kryminały, mocny scenariusz był w zasadzie gotowy, bo książka. Zekranizowano ją zatem po linii najmniejszego oporu, bez serca, bez ducha, bez czucia. Nawet nie rzemieślniczo, tylko z taśmy. W pewnych okolicznościach, to nawet mogłoby się udać, lecz akurat tu wyszło tak sobie i “Wzgórze psów” wylądowało poniżej tej kreski, które oddziela niezłe od dobrego.

Tło

Mikołaj Głowacki (Mateusz Kościukiewicz) to ten typ człowieka, którego moja teściowa pierdolnęłaby w plecy z okrzykiem “weź się za życie!”. Niby odniósł sukces pisarski, niby ma pieniądze, ale sprawia wrażenie przeciętnie zmotywowanego do życia. Szczęśliwie, jego żona – dziennikarka śledcza Justyna (Jaśmina Polak) – to jego przeciwieństwo i osoba, której aż za bardzo się chce. Gdy razem zjeżdżają do rodzinnego miasteczka Mikołaja – Zyborka, atmosfera jest napięta niczym budżet samodzielnego publicznego zakładu opieki zdrowotnej w dwudziestopierwszowiecznej Polsce. Raz, że bohater był popełnił książkę o ojcowiźnie, w której był się po niej przejechał (co miejscowi oczywiście mają mu za złe). Dwa – przed laty uciekł z miasteczka przed tragicznymi wydarzeniami, których wspomnienie prześladuje go do dziś. Trzy – ojciec Mikołaja – Tomasz (Robert Więckiewicz) nie jest z niego zadowolony, z czym się specjalnie nie kryję (i słusznie – kto by był zadowolony z takiego dziecka).

Protagonista niby przybywa do miasta tylko na chwilę, na urodziny taty, niby ma zaraz wyjechać, ale ostatecznie okazuje się, że musi zostać. Zybork tymczasem okazuje się tak patologiczny, jak zapamiętał (choć gdzie mu tam do Krakowa!). W tle są niewyjaśnione zbrodnie, mroczne interesy i korupcja, a zwalczać to wszystko próbuje wspomniany ojciec Mikołaja, którego bliscy na wpół żartobliwie, a na wpół serio nazywają Wałęsą. Justyna oczywiście się w to wszystko po dziennikarsku wkręca, a jej mąż – równolegle – musi spróbować na własną rękę uporać się z męczącymi go traumami.

No nie mówcie, że Was to nie zaciekawiło! Po pierwszym, nieco przydługawym odcinku, sam budziłem przysypiającą żonę, z entuzjazmem zapewniając: “Kochanie, wstawaj, zaraz sie rozkręci, będziemy to oglądać dalej!”

“Wzgórze psów” (2024)

Mdło

Im jednak więcej czasu poświęcałem “Wzgórzu psów”, tym bardziej docierało do mnie jak płaska jest całość. Wątek polityczny okazał się wręcz żenujący, z trzeciorzędnymi, zupełnie niewiarygodnymi czarnymi charakterami. Wątek traumy protagonisty i jego relacji z ojcem – rozmydlony i niewykorzystany. Jedynie tajemnicę sprzed lat wyjaśniono w miarę sensowny sposób, ale nie podpisałbym się pod zdaniem, że to co pokazuje serial w tym zakresie miało jakiś sens. Powiem więcej – “Reacher” (2022) czy “Prosta sprawa” (2024) z setką trupów w centrum miasta sprawiają wrażenie bardziej wiarygodnych, niż wydarzenia przedstawione we “Wzgórzu psów”, może dlatego że bohaterowie tych pierwszych mieli jakiś charakter, a postacie z produkcji Netflixa to na ogół nic więcej, niż chodzące plakietki z imionami i nazwiskami. Skoro nie ma tu żywych ludzi, to nie ma też życia i patrzenie w telewizor na kolorowe obrazki jest wyłącznie mechaniczną czynnością. Miałem również wrażenie – ale może to też wynikać z mojego braku czujności wzmożonego nudą i rozwleczeniem akcji, że serialowi zdarza się gubić wątki i nie wyjaśniać wszystkiego, ani nawet nie budować bazy do dopowiedzenia sobie przez widza jakiegoś wyjaśnienia.

Chciałbym napisać, że rzecz ratuje wspomniany Więckiewicz, jednak nie jestem przekonany że jeden aktor ma aż taką moc. Jest dobry, dlatego wyróżnia się na tle pozostałych uczestników listy płac, lecz nie w taki sposób, w jaki zrobił to chociażby Jan Frycz w “Ślepnąc od świateł”. Nie wydaje mi się zresztą też, by “Wzgórze psów” aż tak mocno potrzebowało ratunku, bo tak jak wspominałem – słabe nie jest. Po prostu niczym nie wyróżnia się na tle podobnych, kryminalnych produkcji znad Wisły i za chwilę nikt nie będzie o nim pamiętał.

Spodobało mi się natomiast zakończenie. Owszem, jest bez sensu, ale dzięki temu solidnie domyka i podsumowuje całość.

Na własną odpowiedzialność.

“Wzgórze psów” (2024)
Jednym zdaniem:
Jak dotąd - najgorszy ekranowy Żulczyk.
6
Można
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *