“Żmijowisko” to strata czasu z tak wielu powodów, że jeżeli nie lubisz go marnować, to możesz spokojnie zaprzestać dalszego czytania tego tekstu i po prostu skreślić produkcję Canal+ z listy. Serial od twórców “Belfra” nie ma niczego, co wyróżniałoby go na tle konkurencji. Na dodatek kładzie go nieudany casting i aktorstwo na poziomie nieco wyższym od paradokumentów.
Recenzując ostatnio naprawdę niezłego “Klangora” marudziłem, że trudno się w jego przypadku do czegokolwiek przyczepić. “Żmijowisko” leży na przeciwległym biegunie – trzeba się wysilić, żeby znaleźć tu rzeczy, które nie irytują.
Historia, bazująca na bestsellerowej powieści Wojciecha Chmielarza, założenia ma niby całkiem intrygujące. Do pomorskiego letniska w tytułowym Żmijowisku zjeżdża grupa trzydziestoparoletnich przyjaciół ze studiów. Wśród nich są Arek (Paweł Domagała) i Kamila (Agnieszka Żulewska) wraz z dwójką dzieci: Adą (Hanna Koczewska) i Igorem (tu akurat to bez znaczenia). Małżeństwo zrodzone z wpadki, a nie uczuć, tkwi w permanentnym kryzysie. Kamila bowiem nawet nie udaje, że Arek nie jest dla niej wystarczająco dobry. Tymczasem na miejscu pojawia się także Robert (Piotr Stramowski) – były chłopak Kamili – wraz z nową dziewczyną, modelką Adaomą (Davina Reeves-Ciara). Facet jest zaprzeczeniem Arka – przystojny, dziany i robi karierę. Uczucie pomiędzy dawnymi kochankami zaczyna zatem odżywać wprost proporcjonalnie do wkurwienia ich aktualnych partnerów, gdy pewnej nocy, w niewyjaśnionych okolicznościach niespodziewanie znika Ada. Mimo miesięcy poszukiwań, dziewczyny nie udaje się odnaleźć. Rok później Arek wraca do Żmijowiska, by podjąć jeszcze jedną próbę rozwikłania zagadki zaginięcia córki i poskładania do kupy swojego małżeństwa.
Beczka dziegciu z łyżką miodu
Tak jak w książce[1]nie czytałem od deski do deski, ale zerkałem do niej obszernie w celach porównawczych, akcja serialu toczy się więc na trzech planach czasowych. W chwili feralnego wyjazdu do letniska; zaraz po nim i wreszcie – w rok później. Różnią się one atrakcyjnością, bo o ile ten pierwszy jeszcze daje radę, dzięki wspomnianym wyżej napięciom między parami[2]Rozwodzę ludzi, nie robiłbym tego, gdyby relacje między ludźmi mnie nie interesowały., dwa pozostałe wyraźnie od niego odstają.
W rezultacie momentami całość dłuży się niemiłosiernie, także dzięki zupełnie niepotrzebnym motywom. Na co bowiem temu – bądź co bądź kryminałowi – np. wątek Adaomy szukającej wydawcy dla książki o zaginięciu Ady – nie mam pojęcia. Jeśli szukano motywu dla jej powrotu do Żmijowiska po tragicznych wydarzeniach sprzed roku, można było znaleźć z tuzin lepszych, albo skrócić wybrany do niezbędnego minimum.
W ogóle, w “Żmijowisku” zbędnych wątków ci dostatek. Ze ćwierć narracji przykładowo, poświęca się tu pobocznej historii prostolinijnego syna (Stanisław Cywka) właścicieli letniska i jego zalotom do kompletnie popierdolonej Sabiny (Kamila Urzędowska). Ja wiem, że z fabularnego punktu widzenia ma to pewne znaczenie (ale powiedzmy, że bardzo niewielkie w stosunku do rozbudowania tego wątku), lecz jest to tak żenująca opowieść, że aż się prosi o “przeklikanie”. Ani to bowiem ciekawe, ani nie służy wywołaniu suspensu i serial spokojnie mógłby się bez niej obejść.

Gdzie kucharek sześć
Być może całość dałoby się uratować aktorstwem, ale tu produkcja Canal+ zawodzi jeszcze wyraźniej. Przy całej sympatii – Domagała absolutnie nie udźwignął roli centralnej postaci. Jego Arek to klasyczna “ciamciaramcia”, nie tylko nie budząca cienia sympatii, lecz w ogóle (co gorsza) żadnych innych emocji. Zresztą, gdy gra rolę ofermy, kopanego przez żonę, jeszcze utrzymuje się na powierzchni jako takiego poziomu. Tonie za to kompletnie w bardziej dramatycznych momentach wymagających jakiejkolwiek ekspresji. Zadziwiająco drewnienia jest też Żulewska, którą do tej pory uważałem za dobrą aktorkę.
Wyżej wskazani to jednak nic w zestawieniu z tym co tu odpierdala Davina Reeves-Ciara w roli Adaomy, drażniąca od pierwszej linijki tekstu. Aż trudno mi uwierzyć, że nikt nie dostrzegł, że obsadzenie jej w tej roli, to pierdzielnięcie sobie w stopę siekierą. Casting był prowadzony przez czat internetowy, czy co? Nie dość, że Pani Reeves-Ciara ledwie wysławia się po polsku (możliwe, że taka była koncepcja), to na dodatek zachowuje się jak postać z kompletnie innej bajki, rozbrajając jakiekolwiek napięcie, z trudem klecone przez kolegów z planu.
Słabiutki jest też Stanisław Cywka w roli wspomnianego wyżej syna właścicieli letniska, sprawiając wrażenie lekko opóźnionego w rozwoju (tu nie sądzę, żeby taka była koncepcja). Natomiast Kamila Urzędowska prezentuje “przeaktorzenie”[3]nie wiem jak inaczej przetłumaczyć overacting na tragicznie wysokim poziomie. Jej Sabina wypada przez to gorzej, niż groteskowo i całkowicie niewiarygodnie.
W rezultacie, całość dźwignąć musieli m.in. Cezary Pazura w roli lokalnego, szemranego biznesmena (wypadł nie najgorzej, lecz też bez rewelacji) i Wojciech Zieliński – jako gospodarz letniska (który zagrał wyłącznie przeciętnie, ale tu to wystarcza). Ich postacie są jednak na tyle poboczne, że nie mogły niczego uratować.
Zawody w zawodzeniu
“Żmijowisko” zatem, choć początkowo rozbudziło pewne nadzieje (zwiastun wydał mi się ciekawszy, niż ten “Klangora”), pogrzebało je już na wysokości pierwszego odcinka. Mimo potencjału, okazało się nawet nie przeciętną, zrealizowaną po łebkach opowieścią, na którą nie warto tracić czasu. A gdyby ktoś już koniecznie chciał, to niech wybierze książkę. Tam przynajmniej fabuły nie psuje kiepskie aktorstwo.